HAWAJE
18:20
CHICAGO
22:20
SANTIAGO
01:20
DUBLIN
04:20
KRAKÓW
05:20
BANGKOK
11:20
MELBOURNE
15:20
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Dzieci kapitana Granta » DkG 67; Układ
DkG 67; Układ

Juliusz Verne


Ayrton zamilkł, skrzyżował, jak miał zwyczaj, ręce na piersi i czekał. Glenarvan i jego przyjaciele milczeli także. Czuli, że ten szczególny złoczyńca wszystko im już powiedział. Zajęcie Duncana nie udało mu się z powodów zupełnie niezależnych od jego woli. Jego wspólnicy przybyli do brzegów zatoki Twofold, jak tego była dowodem kurtka, znaleziona przez Glenarvana. Stosując się do rozkazów swego herszta, czekali na jacht, ale nie mogąc go się doczekać, powrócili zapewne do swego zwykłego rzemiosła łupieżców i podpalaczów w osadach Nowej Walji Południowej.

Major pierwszy rozpoczął na nowo badania, by być zupełnie pewnym dat, tyczących się Britanji.
- A więc było to 8- go kwietnia 1862 r., gdy cię wysadzono na wschodnim brzegu Australji?
- Tak jest - odpowiedział Ayrton.
- A czy wiesz, jakie były natenczas plany Henryka Granta?
- Niezupełnie.
- Powiedz nam jednak, co wiesz, Ayrtonie - rzekł Glenarvan. - Najmniejsza wskazówka może nas naprowadzić na ślad.
- Powiem, co mogę powiedzieć, milordzie - odpowiedział kwatermistrz - kapitan Grant miał zamiar zwiedzić Nową Zelandję. Ta część jego planu nie była jeszcze wykonana za mojej bytności na pokładzie. Jest więc prawdopodobne, że Britannia, opuściwszy Callao, udała się do Nowej Zelandji; to by się zgadzało z datą 27- go czerwca 1862 r., znajdującą się na dokumencie, donoszącym o rozbiciu się statku.
- Rzeczywiście - poświadczył Paganel.
- Ale - dodał Glenarvan - żadne szczątki wyrazów, zachowanych na dokumencie, nie odnoszą się do Nowej Zelandji!
- Na to ja już nic nie poradzę - odpowiedział Ayrton.
- Ayrtonie - rzekł Glenarvan - dotrzymałeś danego słowa, teraz ja dotrzymam swego. Zdecydujemy, na której z wysp oceanu Spokojnego masz być zostawiony.
- To jest dla mnie zupełnie obojętne, milordzie - odpowiedział Ayrton.
- Wracajże do kajuty - rzekł Glenarvan - i oczekuj naszego postanowienia.



Kwatermistrz odszedł pod strażą dwu majtków.
- Ten zbrodniarz byłby mógł być człowiekiem - zauważył major.
- Rzeczywiście - dodał Glenarvan. - Jest to umysł dzielny i inteligentny! 1 czy to nie szkoda, że te swoje zdolności wyzyskał w złym kierunku!
- Lecz Henryk Grant?
- Kto wie, czy nie na zawsze już jest stracony. Biedne dzieci! Któż może im powiedzieć, gdzie znajduje się ich ojciec?
- Ja - odrzekł Paganel. - Tak, ja!

Można było zauważyć, że Paganel, z natury niecierpliwy i gadatliwy, prawie nic nie mówił podczas badania Ayrtona. Słuchał z zaciśniętemi zębami. Ale jego ostatnie słowo więcej znaczyło, niż wiele innych. Glenarvan aż podskoczył z radości.
- Ty, Paganelu - zawołał - ty wiesz, gdzie jest kapitan Grant?
- O ile można wiedzieć - odpowiedział geograf.
- A skąd to wiesz?
- Z tego nieśmiertelnego dokumentu.
- O! - wykrzyknął major tonem pełnym niedowierzania.
- Najpierw słuchaj, majorze - powiedział Paganel - a potem będziesz wzruszał ramionami. Dotychczas nic nie mówiłem, ponieważ przypuszczałem, że bylibyście mi nie uwierzyli. Jeżeli zaś dziś to czynię, to dlatego, że Ayrton swojem opowiadaniem poparł moje przypuszczenia.
- Więc Nowa ZeIandja... - spytał Glenarvan.
- Słuchajcie i sądźcie - odpowiedział Paganel. - Nie tak całkiem bezmyślnie, a raczej nie bez przejęcia się pewną myślą, popełniłem omyłkę, która nas ocaliła. W chwili, gdym pisał list, dyktowany mi przez Glenarvana, wyraz „Ze aland” stał mi ciągle na myśli. Przypominasz sobie, byliśmy wówczas na wozie, Mac Nabbs opowiadał lady Helenie historję złoczyńców i dał mi numer Australian and Zealand Gazette, gdzie się znajdowała wiadomość o wypadku z mostem w Camden. W chwili, gdy pisałem, dziennik leżał na ziemi, zgięty w taki sposób, że tylko dwie sylaby tytułu, mianowicie aland były widzialne. Jakże mi się rozjaśniło w głowie! Aland był to właśnie wyraz dokumentu angielskiego, któryśmy przetłumaczyli przez: na lądzie, a który jednak miał być zakończeniem nazwy Zealand.
- Tak myślisz? - rzekł Glenarvan.
- Tak, tak - odrzekł Paganel z głębokiem przekonaniem - przy tłumaczeniu nie dostrzegłem tego, a wiecie dlaczego? Bo moje poszukiwania opierały się, naturalnie, na dokumencie francuskim, dokładniejszym niż inne, którym brakowało tego ważnego wyrazu.
- No, no! rzekł major - to trochę za wiele imaginacji, Paganelu, i zbyt łatwo zapominasz o ostatnich twoich wywodach.
- Rób mi dalej zarzuty, majorze, gotów jestem ci odpowiadać.
- A cóż się stanie z twoim wyrazem austr.
- To, co było przedtem. Oznacza on strony południowe.
- No, dobrze. A ta zgłoska indi, która najpierw była pierwiastkiem wyrazu indiens, a potem wyrazu indigénes?
- A więc po raz trzeci i ostatni będzie pierwszą w wyrazie indigence - odpowiedział Paganel.
- A contin - zapytał Mac Nabbs - czy jeszcze znany continent?
- Nie, bo Nowa Zelandja jest tylko wyspą.
- Zatem cóż? - spytał Glenarvan.
- Mój kochany lordzie - odpowiedział Paganel - wyłożę ci dokument podług mojego ostatniego tłumaczenia i dopiero wtenczas będziesz mógł słusznie sądzić. Zrobię jednak dwa zastrzeżenia: 1° Zapomnij, o ile to jest możliwe, poprzedzających tłumaczeń i uwolnij twój umysł od dawniejszych myśli; 2o niektóre ustępy będą ci się zdawały naciągane i być może, że ja je źle rozumiem, ale nie umiem go lepiej wytłumaczyć. Zresztą dokument francuski przyjąłem za podstawę wykładu - a nie trzeba zapominać, że go pisał Anglik, któremu duch języka nie był dobrze znany. To powiedziawszy, zaczynam.

I wymawiając wolno każdą zgłoskę, Paganel czytał następujące zdania:
„Le 27 juin 1864 le trois- m(ts Britannia de Glasgow a sombr( apr(s une longue agonie dans les mers australes sur les c(tes de la Nouvelle Z( lande. Deux matelols et le capitaine Grant ont pu y aborder. L(, continuellement en proie ( une cruelle indigence, ils ont jet( ce document par... de longitude et 37° 11` de latitude. Venez ( leur secours, ou ils sont perdus”. (Dnia 27- go czerwca 1864 r. okręt trzymasztowy Britannia z Glasgowa zatonął po długiem kołataniu się po morzach południowych**), na brzegach Nowej Zelandji. Dwaj majtkowie i kapitan Grant zdołali się dostać na ląd. Tam, w ciągłym pozostając niedostatku, rzucili ten dokument pod... długości i 37o 11` szerokości. Przybądźcie im na pomoc, albo zginą).

Paganel zatrzymał się. Nowe to jego tłumaczenie mogło być równie prawdopodobne, jak poprzedzające; mogło być więc także mylne. Major i Glenarvan nie mieli zamiaru roztrząsać tego. Ponieważ jednak nigdzie nie znaleziono śladów Britanji, ani na brzegach Patagonji, ani też na brzegach Australji, w miejscach, gdzie przecina je * ** trzydziesty siódmy równoleżnik, wszystko więc przemawiało za Nową Zelandją.

Tą uwagą Paganel uderzył szczególniej swych przyjaciół.
- Powiedz mi teraz, Paganelu, dlaczego od dwu niemal miesięcy trzymałeś to tłumaczenie w tajemnicy? - spytał Glenarvan.
- Bo nie chciałem wam robić próżnych nadziei. Zresztą jechaliśmy do Aucklandu, znajdującego się właśnie pod szerokością geograficzną oznaczoną w dokumencie.
- Ale potem, gdyśmy zboczyli z tej drogi, dlaczego także nic o niem nie wspomniałeś?
- Bo choćby nawet trafne było to tłumaczenie, nie pomoże nam do odnalezienia kapitana.
- A to dlaczego?
- Bo przypuszczając, że kapitan Grant był istotnie zapędzony na Nową Zelandję, to ponieważ od dwu lat niema żadnej o nim wieści, musiał zatem utonąć, albo stać się ofiarą Zelandczyków.
- Więc cóż mamy robić? - spytał Glenarvan.
- Choćbyśmy odnaleźli ślady rozbicia się statku, ludzie są niewątpliwie straceni.
- Sza o tem, moi przyjaciele - rzekł Glenarvan - pozostawcie mi wybór chwili, w której zawiadomię dzieci kapitana Granta o tej smutnej nowinie.


Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

<< wstecz 1 2


w Foto
Dzieci kapitana Granta
WARTO ZOBACZYĆ

Tasmania: W poszukiwaniu diabła
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

CA 1; Rio Pacuare - klejnot Kostaryki
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl