HAWAJE
17:43
CHICAGO
21:43
SANTIAGO
00:43
DUBLIN
03:43
KRAKÓW
04:43
BANGKOK
10:43
MELBOURNE
14:43
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Dzieci kapitana Granta » DkG 29; Wyspa Amsterdam
DkG 29; Wyspa Amsterdam

Juliusz Verne


Paganel nie bez żalu uległ wymownemu dowodzeniu lady Heleny. Rozmowa o korzyściach i przykrości osamotnienia przeciągnęła się aż do chwili, w której Duncan zarzucił kotwicę w odległości mili od brzegu wyspy Amsterdam. Samotny ten archipelag na oceanie Indyjskim składa się z dwu wysp oddzielnych, leżących prawie o trzydzieści trzy mile jedna od drugiej i właśnie na samym południku półwyspu Indyjskiego. Na północ leży wyspa Amsterdam albo świętego Piotra; na południe wyspa świętego Pawła - jakkolwiek wspomnieć tu nie zawadzi, że geografowie i żeglarze biorą je często za jedno.

Wyspy te odkrył w grudniu 1796 r. Holender, nazwiskiem Vlaming: potem zwiedzał je Entrecasteaux, który ze statkami Espérance i la Recherche wyprawił się na poszukiwanie zaginionego De la Pérouse. Od tej podróży datuje się branie tych wysp za jedną. Marynarz Barrow, Beautemps- Beaupré w atlasie Entrecasteaux, później Horsburg, Pinkerton i inni geografowie ciągle brali wyspę Ś- go Piotra za wyspę Ś- go Pawła i przeciwnie. W 1859 roku oficerowie austrjackiej fregaty Novarra, w swej wyprawie naokoło świata, uniknęli tego błędu, do którego sprostowania Paganel tak wielką przywiązywał wagę.



Wyspa świętego Pawła, leżąca na południe od wyspy Amsterdam, jest wysepką bezludną, uformowaną z góry stożkowatego kształtu, dawniejszego, jak się zdaje, wulkanu. Przeciwnie, wyspa Amsterdam, do której szalupa dowiozła podróżnych Duncana, ma do dwunastu mil obwodu. Zamieszkana jest przez kilku ludzi, dobrowolnie skazujących się na to smutne wygnanie. Są to stróże rybołóstwa, należącego tak, jak i cała wyspa, do niejakiego p. Otovana, kupca z wyspy Reunion. Ciągnie on z tej posiadłości siedmdziesiąt pięć do ośmdziesięciu tysięcy franków rocznego dochodu, za połów, solenie i wysyłanie do odległych krain ryby morskiej, znanej pod nazwą dorsza. Zresztą ta wyspa Amsterdam przeznaczona już widać była Francji. Przede wszystkiem należy do niej dlatego, że pierwszy zajął ją niejaki Camin, armator z Saint - Denis na wyspie Bourbon; potem, na mocy jakiegoś kontraktu międzynarodowego, ustąpiona była pewnemu Polakowi, który uprawiał ją przy pomocy niewolników Malgaszów. Właściciel Polak, to jakby Francuz; dziś posiada ją p. Otovan i pod jego rządami stała się osadą zupełnie francuską.

Gdy Duncan przybył do niej dnia 6 grudnia 1864 r., ludność jej składała się z trzech mieszkańców: jednego Francuza i dwóch mulatów. Paganel mógł przeto uścisnąć rękę swego rodaka, czcigodnego p. Viot, staruszka w bardzo już podeszłym wieku. Ten „mądry starzec” z wielką grzecznością robił honory swej wyspy. Szczęśliwy to dla niego był dzień, w którym mógł przyjąć miłych gości. Do wyspy Świętego Piotra przybywają tylko rybacy, trudniący się połowem fok, i niekiedy wielorybnicy; ludzie bardzo prostych obyczajów, którzy wcale nie nabyli ogłady w ciągłem obcowaniu z psami morskiemi.

P. Viot przedstawił swych podwładnych dwu mulatów. Oprócz nich jedynemi istotami żywemi na wyspie było kilka dzików, gnieżdżących się w jej głębi, i kilka tysięcy głupich tłuścieli (pingwinów) na jej wybrzeżach. Domek, w którym mieszkali trzej wyspiarze, leżał w głębi portu naturalnego, powstałego z zawalenia się jednej części góry. Od dawna już wyspa Świętego Piotra służyła za schronienie rozbitkom. Paganel zaciekawił bardzo swoich słuchaczy, rozpoczynając pierwsze swe opowiadanie temi słowy: Historja dwu szkotów, opuszczonych na wyspie Amsterdam.

Było to w roku 1827. Okręt angielski Palmira, przepływając w pewnej odległości od wyspy, spostrzegł dym, unoszący się w powietrzu. Kapitan zbliżył się do brzegu i zobaczył wkrótce dwu ludzi, dających znaki rozpaczliwe. Wysłał więc do lądu czółno i zabrał na okręt Jakóba Paine, młodzieńca dwudziesto- dwuletniego, i Roberta Proudfoota, mającego lat czterdzieści ośm. Dwaj ci biedacy byli strasznie wyczerpani. Od półtora roku bez pokarmu prawie i wody słodkiej, żyli muszlami, które łowili za pomocą starego gwoździa zakrzywionego; niekiedy udało im się schwytać przebiegające prosię dzikie, ale też często i po trzy dni nie mieli co do ust włożyć, a czuwać wciąż musieli nad ogniem, roznieconym przy pomocy ostatniego kawałka łupki. Gdy się wybierali na jaką wyprawę lub wycieczkę, zawsze ten skarb szacowny zabierali z sobą, nie dozwalając mu nigdy zagasnąć. Tak wiedli życie w nędzy, niedostatku i cierpieniach. Przywiózł ich na tę wyspę skuner, trudniący się połowem fok. Stosownie do zwyczajów rybackich, przez cały miesiąc mieli gromadzić skóry i tran, czekając na powrót skunera, ale skuner nie powrócił. W pięć miesięcy później okręt Hope, płynący do Van- Diemen, zawinął do wyspy; lecz kapitan jego, przez barbarzyński i niczem usprawiedliwić się nie dający kaprys, odmówił zabrania Szkotów. Odjechał, nie zostawiwszy im ani jednego suchara, ani krzesiwa - i z pewnością dwaj nieszczęśliwi byliby pomarli z głodu, gdyby Palmira nie przyjęła ich na swój pokład.

Drugi wypadek, o jakim wspomina historja wyspy Amsterdam, jest to zdarzenie kapitana Pérona, Francuza, zupełnie podobne do poprzedniego i tak samo zakończone: pozostanie dobrowolne na wyspie, okręt nie powracający i okręt obcy, przypadkiem zapędzony w te strony po czterdziestu miesiącach. Tylko że pobyt kapitana Pérona zaznaczył się krwawym dramatem, przypominającym dziwnie wypadki zmyślone, jakie miały oczekiwać bohatera Daniela de Foe, po jego powrocie na swą wyspę. Kapitan Péron wylądował z czterema majtkami: dwoma Anglikami i dwoma Francuzami, i miał przez piętnaście miesięcy polować na lwy morskie. Łowy były pomyślne; lecz gdy po piętnastu miesiącach okręt nie powrócił, gdy zwolna wyczerpały się zapasy żywności - pożycie z towarzyszami niedoli stało się bardzo trudne. Dwaj Anglicy zbuntowali się przeciw kapitanowi Peronowi, który byłby niezawodnie zginął z ich ręki, gdyby nie pomoc rodaków. Od tej chwili obie strony czuwały dzień i noc uzbrojone, napadając na siebie nawzajem. To jako zwycięzcy, to znów jako pokonani byliby niezawodnie wymordowali jedni drugich, gdyby na szczęście okręt angielski nie zabrał ich z powrotem do ojczyzny i tym sposobem nie zakończył strasznego ich położenia.

Wyspa Amsterdam była zatem po dwakroć przytułkiem majtków opuszczonych, których Opatrzność ocaliła od nędzy i śmierci. Lecz od tej pory żaden statek nie zabrnął na te wybrzeża; a gdyby nawet burza wyrzuciła jakich rozbitków, to ci znaleźliby posterunek pana Viot. Starzec zaś przez długie już lata mieszkał na wyspie, a nigdy jeszcze nie nastręczyła mu się sposobność ofiarowania gościnności zabłąkanym lub rozbitkom żeglarzom. O Britannii i o kapitanie Grancie nic nie wiedział. Ani wyspa Amsterdam, ani wysepka świętego Pawła, którą wielorybnicy i rybacy często nawiedzali, nie były teatrem tej katastrofy.

Glenarvan ani się zadziwił, ani zmartwił takiem objaśnieniem. Na przystankach tych i wypoczynkach nie spodziewano się znaleźć kapitana Granta i chciano tylko stanowczo się przekonać o jego nieobecności na wszystkich tych punktach równoleżnika. Odjazd tedy Duncana zdecydowany był na dzień następny. Do wieczora podróżni zwiedzili wyspę, której pozór bardzo jest ponętny. Pomimo to fauna jej i flora nader są ubogie; rząd czworonożnych, ptaków i ryb, składały: kilka dzików, petrele, albatrosy, okonie i foki. Wody gorące i źródła mineralne wydobywały się tu i owdzie z pośrodka lawy czarnej, utrzymując gęste kłęby pary ponad tym gruntem wulkanicznym. Niektóre z tych źródeł miały bardzo wy soką temperaturę. Jedno z nich wykazywało przeszło 75° według term. Réaumura.

Ryby, złowione w morzu o kilka kroków stamtąd, w ciągu pięciu minut gotowały się wybornie w tych wodach prawie wrzących, i to jedynie skłoniło Paganela, że się w nich nie kąpał.

Wieczorem, po długiej przechadzce, lord Glenarvan pożegnał poczciwego Viota. Każdy z kolei życzył mu jak największej pomyślności na jego samotnej wysepce - a starzec na wzajem błogosławił swych gości i wzywał łaski Niebios dla ich zacnego przedsięwzięcia.


Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

<< wstecz 1 2


w Foto
Dzieci kapitana Granta
WARTO ZOBACZYĆ

Papua NG: Ludzie Sepiku
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

HAW 5; Waianapanapa SP
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl