HAWAJE
07:49
CHICAGO
11:49
SANTIAGO
14:49
DUBLIN
17:49
KRAKÓW
18:49
BANGKOK
00:49
MELBOURNE
04:49
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Dzieci kapitana Granta » DkG 10; Trzydziesty siódmy równoleznik
DkG 10; Trzydziesty siódmy równoleznik

Juliusz Verne


To mówiąc, Paganel rozłożył na stole mapę Chili i prowincyj argentyńskich.
- Patrzcie - mówił - przejdźmy się niejako po tym lądzie amerykańskim. Przerzućmy się za Kordyljery i Andy, zstąpmy na płaszczyznę Pampa. Czyż mało w tym kraju rzek, rzeczek i innych wód rozmaitych? Bynajmniej. Oto Rio- Negro, oto Rio- Colorado, a oto inne wpadające do nich rzeki, przecinające trzydziesty siódmy stopień szerokości; a ręczę, że każda z nich mogła posłużyć do przeniesienia na morze tego dokumentu. Tam może wpośród jakiego dzikiego pokolenia, w ręku Indjan, na brzegu jednej z tych rzek nieznanych, w jakim ciasnym wąwozie, ci, których mam prawo nazywać przyjaciółmi naszymi, oczekują z upragnieniem cudu Opatrzności! Czyż powinniśmy zawieść ich nadzieje? Nie zgodzicież się ze mną, że powiniśmy ściśle pilnować się tej linji, jaką palec mój kreśli w tej chwili na karcie? A jeśli wbrew wszelkim przewidywaniom i ja mylę się jeszcze, to czy nie jesteśmy obowiązani postępować aż do końca wzdłuż trzydziestego siódmego równoleżnika, a nawet gdyby tego było potrzeba dla odnalezienia rozbitków, to wraz z nim okrążyć świat dokoła?

Słowa te, wymówione ze szlachetnym zapałem, żywe wywarły wrażenie na słuchaczach Paganela. Wszyscy powstali z miejsc i uścisnęli mu rękę.
- Tak, mój ojciec musi być tam! - zawołał Robert Grant, pożerając oczyma kartę, na stole rozłożoną.
- Gdziekolwiek jest - rzekł lord Glenarvan - znajdziemy go, moje dziecię! Dowodzenie naszego przyjaciela Paganela zdaje mi się być nader logiczne, i bez wahania wypada nam udać się drogą, przez niego wskazaną. Kapitan Grant znajduje się albo w ręku licznych osiadłych tu Indjan, albo też jest niewolnikiem u którego z drobnych pokoleń koczujących. W ostatnim wypadku oswobodzimy go z łatwością; w przeciwnym razie, zbadawszy dobrze położenie, połączymy się z osadą Duncana na wybrzeżu wschodniem, dostaniemy się do Buenos- Ayres, a tam utworzymy oddział pod wodzą majora Mac Nabbsa i zmożemy choćby wszystkich Indjan prowincji argentyńskiej.
- Wybornie, wasza dostojność, wybornie! - zawołał John Mangles - ręczę, że przejdziemy ląd amerykański bez najmniejszego niebezpieczeństwa.
- Bez niebezpieczeństwa i bez trudu - dodał Paganel. - Iluż tego już dokazało podróżników, którzy nie mieli ani takich, jak my, środków ku temu, ani ich nie podtrzymywała w wytrwaniu wielkość przedsięwzięcia! Oto w roku 1782 niejaki Basilio Villarmo z Carmen dostał się już aż do Kordyljerów. W 1806 znowu pewien Chilijczyk, alkad prowincji Conception, don Luis de la Cruz, wyjechawszy z Autuco, nie trzymał się ściśle trzydziestego siódmego stopnia a, przebywszy Andy, dostał się aż do Buenos- Ayres, po czterdziestu siedmiu dniach podróży. Nareszcie pułkownik Garcia, Alcide dOrbigny i mój szanowny kolega, doktór Marcin de Moussy, przebiegli cały ten kraj we wszystkich kierunkach i zrobili dla nauki to, czego my teraz mamy dokonać dla ludzkości.
- Panie! panie! - rzekła Marja Grant głosem drżącym ze wzruszenia - jakże ci wynagrodzić poświęcenie, które się na tyle naraża niebezpieczeństw?
- Niebezpieczeństw! - zawołał Paganel. - Kto mówi o niebezpieczeństwach?
- Pewno nie ja - odrzekł śmiało Robert, w którego oku błyszczała odwaga i gotowość na wszystko.
- Niebezpieczeństwa! - raz jeszcze powtórzył Paganel - czyż one istnieją! Zresztą o cóż tu idzie? O przebycie trzystu pięćdziesięciu mil zaledwie, gdy trzymać się będziemy linji prostej; o podróż odbyć się mającą pod tą samą szerokością, pod jaką na drugiej półkuli leżą Hiszpanja, Sycylja i Grecja, a zatem i w takim samym klimacie; o podróż, która miesiąc najwyżej trwać może! Toż to przechadzka, spacer dla przyjemności, nic więcej!
- Sądzisz więc, panie Paganel - zapytała lady Helena - że jeśli nasi przyjaciele wpadli w moc Indjan, to ci oszczędzili im życia?
- Jakto, czy sądzę, pani! Ależ Indjanie przecie nie są ludożercami! Bynajmniej! Jeden z moich rodaków, którego znałem w Towarzystwie Geograficznem, niejaki Guinnard, przez trzy lata był w niewoli u Indjan stepowych. Cierpiał, coprawda, wiele, źle był traktowany, ależ koniec końców żywy i cały wyszedł z tej biedy. Europejczyk jest istotą bardzo w tym kraju użyteczną; Indjanie wiedzą o tem i szanować go umieją, jak zwierzę nader rzadkie i kosztowne.
- A więc niema się co namyślać dłużej - zawołał lord Glenarvan - trzeba jechać i to jechać bez najmniejszej straty czasu. Jakąż drogę obierzemy?
- Łatwą i przyjemną - odpowiedział Paganel. - Trochę gór z początku, dalej niewielka spadzistość na wschodniej pochyłości Andów a w końcu gładka, piaszczysta i trawiasta naprzemian płaszczyzna; istny ogród, wabiący wdziękami przyrody.
- Poradźmy się lepiej karty - rzekł poważnie Mac Nabbs.
- Oto jest, kochany majorze. Ruszymy od trzydziestego siódmego równoleżnika na wybrzeżu chilijskiem, pomiędzy cyplem Rumena i zatoką Carnera. Przeszedłszy stolicę Araukanji, wąwozem Antuco przedrzemy się przez Kordyljery, pozostawiając wulkan Antuco na południu; potem przez Neuquem i Rio- Colorado dotrzemy do Pampy, jeziora Salinas, rzeki Guamini, i Sierra Tapalquen. Tam już rozpoczynają się granice prowincji Buenos- Ayres, którą przebywszy, wejdziemy na Sierra Tandil, a stamtąd poszukiwania nasze posuniemy aż do cypla Medano na wybrzeżach oceanu Atlantyckiego.

Tak rozwijając program wyprawy, Paganel nie rzucił nawet okiem na leżącą przed nim kartę - umiał ją bowiem na pamięć doskonale. Pełne zasług i wartości prace takich podróżników jak Fresier, Molina, Humboldt, Miers i dOrbigny wyryły się głęboko w jego umyśle. Skończywszy owo wyliczanie geograficzne, dodał:
- A więc, moi przyjaciele, widzicie, że droga jest prosta; możemy ją odbyć w ciągu trzydziestu dni i równocześnie z Duncanem, a nawet może i wcześniej stanąć na wybrzeży wschodniem, gdyż jego bieg wstrzymany być może przez wiatry przeciwne.
- Tak więc - rzekł John Mangles - Duncan będzie musiał krążyć pomiędzy przylądkami Corrients i Św. Antoniego?
- Nie inaczej.
- A jakże nas podzielisz na tę wyprawę? - zapytał Glenarvan.
- To rzecz bardzo łatwa. Chodzi tu o zbadanie położenia, w jakiem się znajduje kapitan Grant, a nie o walkę z Indjanami. Sądzę przeto, że lord Glenarvan, jako nasz dowódca i zwierzchnik, major, który miejsca swego nikomu nie zechce ustąpić, wasz sługa Jakób Paganel!...
- A ja! - zawołał młody Grant.
- Robert! Robert! - powtórzyła Marja.
- A czemużby nie? - odpowiedział Paganel. - Podróże kształcą młodzież. Więc my czterej i trzech marynarzy z Duncana...
- Jakto - przerwał John Mangles, zwracając się do swego pana - czy wasza dostojność nie raczy się wstawić za mną?
- Mój kochany Mangles - odrzekł Glenarvan - na pokładzie zostawiamy nasze pasażerki, to jest wszystko, co mamy najdroższego na świecie. Któż nad niemi czuwać będzie, kto bronić i strzec naszych kobiet, jeśli nie waleczny kapitan Duncana?
- Nie możemy więc towarzyszyć wam? - rzekła lady Helena, której oczy zaszły mgłą smutku i żalu.
- Moja droga Heleno - odpowiedział Glenarvan - podróż nasza odbyć się musi w wyjątkowych warunkach pośpiechu; rozłączenie nasze będzie krótkie i...
- Rozumiem cię, mój przyjacielu - rzekła z pośpiechem lady Helena - idźcie i daj Boże, aby się wam jak najpomyślniej powiodło wasze przedsięwzięcie!
- Zresztą, nie jest to podróż - wtrącił Paganel.
- A cóż takiego? - spytała lady Helena.
- Przejście, nic więcej. Przejdziemy po ziemi, jak uczciwi ludzie, robiąc jak można najwięcej dobrego - weźmiemy sobie za godło: Transire benefaciendo.

Na tych wyrazach Paganela skończyła się dyskusja, jeśli tak nazwać można rozmowę, w której wszyscy zgadzali się na jedno. Tegoż samego jeszcze dnia rozpoczęto przygotowania i postanowiono w tajemnicy zachować wyprawę, aby nie zbudzić przedwcześnie czujności Indjan.

Wyjazd oznaczony był na 14- go października. Gdy przyszło do wyboru majtków, wszyscy ofiarowali swe usługi - tak, że Glenarvan był w kłopocie, kogo wybrać; żeby więc nikomu nie zrobić przykrości, wybór zostawił losowi. Włożono w kapelusz kartki z nazwiskami całej osady, a wyciągnięte trzy wskazały:
l) porucznika Tomasza Austina, 2) Wilsona, tęgiego i silnego zucha, oraz 3) Mulradyego, któryby się samego Toma Sayersa nie uląkł w walce.

Lord Edward żywo prowadził przygotowania; chciał być gotowy na dzień oznaczony - i tak się też stało. Jednocześnie John sławny bokser londyński. Mangles zaopatrywał Duncana w węgiel, aby móc także bezzwłocznie wypłynąć na morze. Chodziło mu bardzo o to, aby wyprzedzić podróżnych i wcześniej od nich stanąć przy wschodniem wybrzeżu amerykańskiem.




Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

<< wstecz 1 2


w Foto
Dzieci kapitana Granta
WARTO ZOBACZYĆ

Festiwal Iberoamerykański
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

PAM 5: Podsumowanie…
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl