HAWAJE
18:26
CHICAGO
22:26
SANTIAGO
01:26
DUBLIN
04:26
KRAKÓW
05:26
BANGKOK
11:26
MELBOURNE
15:26
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » 15 letni kapitan » 15K II - 14; Parę słów o doktorze Livingstone
15K II - 14; Parę słów o doktorze Livingstone

Juliusz Verne


Gdy młoda kobieta pozostała sama, westchnienie ulgi wydarło się z jej piersi: miała przed sobą osiem dni! Miała więc czas na namysł; była bowiem przekonana, iż przed upływem tygodnia nic złego się nie stanie ani jej, ani też jej ukochanemu Jankowi.
- Przez ten czas - marzyła pani Weldon. - Bóg raczy wiedzieć, co się jeszcze może stać... kto wie, czy nie zdarzy się możliwość ucieczki?


W każdym razie - myślała dalej młoda kobieta - nie zgodzę się na to nigdy, by mój mąż miał przybyć aż do Kassande. Znacznie lepiej byłoby, na co w ostateczności mogłabym się zgodzić, ażeby miejsce spotkania i wymiany wyznaczyć w jakimś mieście portowym, gdzie Negoro nie byłby już wszechwładnym panem i nie miałby sposobności popełnienia nowej zdrady. Myśl, że mogłaby narazić męża na dostanie się w szpony Negora odbierała jej przytomność, toteż przyrzekła sobie solennie, że nie da żadnego listu. Jednak lęk, że nikczemny Portugalczyk mógłby spełnić swą groźbę i zabrać jej Janka, przyprawiał ją o bicie serca.
- Czyżby on istotnie myślał o zabraniu mi mego synka? - zapytywała siebie z lękiem.

W tej chwili mały Janek wszedł do pokoju i nieszczęśliwa matka odruchowo pochwyciła go w objęcia, tuląc do piersi, jakby Portugalczyk był tuż tuż i za moment chciał jej odebrać chłopca. Janek zauważył natychmiast niepokój na jej twarzy.
- Masz zmartwienie, mateńko? - zapytał.
- Nie, Janku ukochany. Myślałam jedynie o twym tatusiu. Czy bardzo pragnąłbyś go zobaczyć?
- O, bardzo, bardzo, mamusiu! Czy tatuś tu do nas przyjedzie?
- O, nie, Janku. Tatuś nie powinien tu przyjeżdżać.
- W takim razie my pojedziemy do tatusia?
- O, Janku! Pragnęłabym tego bardzo.
- I pojechalibyśmy ze wszystkimi mymi przyjaciółmi: Dickiem, Herkulesem i starym Tomem?
- Ależ tak - odpowiedziała biedna matka, pochylając głowę, ażeby ukryć łzy spływające po jej twarzy.
- Czy tatuś pisał do ciebie, mamusiu?
- Niestety, dziecino, tatuś nie wie, gdzie jesteśmy!
- A więc ty do niego napisz, mamusiu, koniecznie!
- Kto wie, dziecino, może tak właśnie zrobię - odpowiedziała matka, na której prośba dziecka zrobiła wrażenie.

Dodać musimy, iż jedną z przyczyn, która skłaniała panią Weldon do oporu, była okoliczność, o której czytelnicy nasi nic nie wiedzą, a która dawała nadzieję, że przyjaciele nasi mogliby być uwolnieni z niewoli wbrew woli Negora. Przed paroma dniami mianowicie pani Weldon słyszała rozmowę, która w jej sercu rozbudziła iskierkę nadziei.

Rozmowę tę prowadził Alvez z jakimś handlarzem, przybyłym z głębi kontynentu. Głównym tematem był handel niewolnikami, przy czym Alvez dowodził, iż powodem wszystkich niepowodzeń, jakie na handel ten spadają, są wyprawy naukowe.
- Odkrywców tych - mówił podnieconym głosem Alvez - należałoby przyjmować kulami!
- To już miało miejsce - odpowiedział handlarz - ale cóż? Na miejsce jednego usuniętego podróżnika przybywa dziesięciu następnych: Spike, Grant, Livingstone, Stanicy... i wielu, wielu innych. Zachodnia Afryka jakoś szczęśliwie unikała dotychczas najścia tej "szarańczy". Wprawdzie do Kassande jeszcze nigdy nie zawitał wędrowiec, zdarzali się oni jednak w Bije i w Cassindze.

W tym miejscu Alvez dodał, że niestety i w Kassande znaleźć się może w krótkim czasie ekspedycja Dawida Livingstonea.

Gdy pani Weldon usłyszała tę wieść, zadrżała z radości, podróżnik ten był bowiem popularny w całym świecie i władze portugalskie w Angoli okazałyby mu wszelką pomoc. Pani Weldon łudzić się zaczęła nadzieją, że w razie przybycia Livingstona do Kassande uda jej się wydostać z niewoli bez sprowadzania do Afryki męża.

Dawid Livingstone, urodzony 15 marca 1813 roku; był drugim synem drobnego kupca herbacianego z Blantyre, jednego z miasteczek hrabstwa Lenark. Po ukończeniu medycyny i teologii i paroletniej pracy w London Missionary Society, udał się w 1840 roku do Południowej Afryki, by pracować razem z misjonarzem Moffatem. Przyszły podróżnik zwiedził wtedy kraj ludu Tswana, po czym wrócił do misji nad rzeką Kuruman, gdzie zaślubił córkę Moffata, kobietę wielkiego serca i odwagi. W parę lat później, w 1843 roku, założył misję w dolinie Mabotsa. Podróżnicza żyłka nie pozwalała mu jednak zbyt długo przebywać w jednym miejscu.

W 1849 roku udał się w podróż i l sierpnia tegoż roku odkrył Jezioro Ngami. W dwa lata później dotarł do Zambezi. Po tych odkryciach jego imię stało się głośne. Nieustraszony podróżnik nie spoczął na laurach, lecz po odesłaniu swej rodziny do Anglii powziął śmiałą myśl przejścia Afryki od morza do morza, tak, by dotrzeć do Luandy.

Podróż tę Livingstone rozpoczął 3 czerwca 1852 roku z niewielką eskortą, składającą się z tubylców. Wyruszył znad rzeki Kuruman, przeszedł przez pustynię Kalahari dotarł do Mutubarumu, a następnie do ziem zamieszkanych przez Tswana, a spustoszonych przez Burów. Raz jeszcze doszedł do górnego biegu Zambezi i jej zalewu z rzeką Lebou. Wreszcie, 25 lutego 1853 roku dotarł do jeziora Dilono. Od tego momentu na wyprawę spadać zaczęły najrozmaitsze ciosy. Przede wszystkim tubylcy zaczęli się zachowywać względem ekspedycji wrogo, następnie i w gronie jej uczestników szerzyć się zaczął bunt. Energia podróżnika przezwyciężyła jednak te wszystkie trudności i 4 kwietnia karawana doszła do brzegów Kuango, wpadającego do Zairu. W sześć dni potem Livingstone wszedł do Cassingi, gdzie go widział Alvez. W dniu 31 maja dotarł do swojego celu - Luandy.

Po czteromiesięcznym pobycie, 24 września Livingstone porzucił to miasto, a posuwając się prawym brzegiem Kuanzy, która tak złowroga okazała się dla Dicka Sanda i jego towarzyszy, doszedł do jej dopływu Lombe. W podróży tej spotykał się on często z karawanami niewolników.


Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

1 2 dalej >>


w Foto
15 letni kapitan
WARTO ZOBACZYĆ

Zimbabwe: Portrety mieszkańców
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

AWC 5: Gdzie łóżkiem jest ziemia...
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl