HAWAJE
16:01
CHICAGO
20:01
SANTIAGO
23:01
DUBLIN
02:01
KRAKÓW
03:01
BANGKOK
09:01
MELBOURNE
13:01
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » 15 letni kapitan » 15K II - 9; Kassande
15K II - 9; Kassande

Juliusz Verne


Jednocześnie z Alvezem, który był otoczony przez liczne grono służby, na placu zjawił się jego zausznik, Coimbra. Był to zastępca Alveza, nikczemne narzędzie wszystkich najbardziej bezecnych czynów starego handlarza i organizator wszystkich rzezi. Już sam jego wygląd był ohydny. Handlarz był niezwykle brudny, a jego ubranie poszarpane. Alvez, w swym tureckim stroju, wyglądał o wiele przyzwoicie, choć jego fizjonomia pozostawiała bardzo wiele do życzenia. Ku wielkiemu rozczarowaniu Dicka, nigdzie nie było widać ani Harrisa, ani Negora. Naczelnik karawany, Arab Ben Hamis uściśnieniami dłoni powitał Alveza i Coimbrę. Alvez, gdy usłyszał relację Ben Hamisa, że połowa niewolników padła w drodze, zmarszczył się nieco, lecz nie wypowiedział ani jednego słowa nagany, przecież i tak wyprawa miała przynieść pokaźne zyski.

Dick przysłuchiwał się rozmowie, jaką prowadzili ci „przemysłowcy” na wielką skalę, lecz nie mógł nic zrozumieć, ponieważ była ona prowadzona w jakimś kosmopolitycznym żargonie, w którym mieszały się wyrazy wszystkich chyba narzeczy i języków. Zrozumiał jedynie to, że w pewnej chwili mówiono o nim oraz o jego towarzyszach.

Domysły Dicka okazały się słuszne, ponieważ jeden z dozorców udał się po chwili w stronę baraku, w którym zamknięci byli czarni rozbitkowie i po chwili Tom, Baty, Akteon i Austyn stanęli przed obliczem handlarza. Nie chcąc stracić ani jednego słowa z rozmowy, Dick Sand zbliżył się jeszcze bardziej ku grupie otaczającej Alveza.

Na widok czterech Murzynów, rosłych i doskonale się prezentujących, twarz Alveza zajaśniała radością. Na pierwszy rzut oka ocenił wysoką wartość tej zdobyczy, na Toma spojrzał pogardliwie, ponieważ jego wiek nie obiecywał, by można było uzyskać zań wysoką cenę. Alvez w paru słowach w języku angielskim pozdrowił przybyłych, winszując im, że szczęśliwie odbyli podróż. Tom zrozumiał słowa powitania i natychmiast odpowiedział, wskazując na siebie i na swych towarzyszy:
- My jesteśmy ludźmi wolnymi, obywatelami Stanów Zjednoczonych!

Alvez, pojął znaczenie słów, udał jednak, że ich nie rozumie.
- Tak, tak!... Amerykanie! Witajcie, witajcie!
- Witajcie, Amerykanie - powtórzył słowa swego patrona Coimbra, który następnie podszedł do Austyna i oglądać go zaczął jak kupiec, badający wady i zalety konia na targowisku.

Dotknął jego ramion i piersi, chciał mu też otworzyć usta, lecz w tej chwili Austyn wymierzył mu tak potężny cios w twarz, jakiego naczelnik miasta Bije nie otrzymał nigdy w życiu. Zaufany Alveza potoczył się w tył, jak pies kopnięty. Kilku żołnierzy rzuciło się natychmiast na Austyna i byłby on prawdopodobnie opłacił drogo ten wybuch gniewu, gdyby nie gest Alveza, który śmiał się do rozpuku z przygody swego przyjaciela, choć ten, z sześciu posiadanych zębów, aż dwa utracił po tym uderzeniu.

Alvez obronił Austyna nie z racji uczuć humanitarnych, jakie nieznane były jego sercu, lecz z obawy, by żołnierze nie uszkodzili w bijatyce tak cennego towaru. O swego totumfackiego dbał o wiele mniej, zwłaszcza, że jego wypadek ubawił go serdecznie. By zatrzeć przykre dla wszystkich wrażenie, naczelnik straży podprowadził Dicka Sanda ku Alvezowi, który znał historię naszego bohatera.
- Mały Jankes - rzekł stary handlarz ironicznie na jego widok.
- Tak jest, jestem Amerykaninem - odpowiedział śmiało Dick - a jako taki chciałbym wiedzieć, co zamierzacie zrobić z mymi towarzyszami, którzy są również, jak i ja, obywatelami wolnej Ameryki?
- Jankes, Jankes... mały Jankes - powtarzał bezmyślnie z pozoru Alvez udając, że nie rozumie pytania.

Dick Sand raz jeszcze powtórzył pytanie, zwracając się z nim również i do Coimbry, którego twarz, choć spalona słońcem i zniszczona napitkami, wydawała się być twarzą Europejczyka. Jednak Coimbra zajęty ciągle jeszcze wygrażaniem pięścią Austynowi, nie usłyszał ani słowa. Co zaś do Alveza, ten, jakby chcąc pokazać, że lekceważy sobie pytanie, nawiązał rozmowę z Ben Hamisem, dotyczącą gromadki przyjaciół. O ile Dick zdołał zrozumieć, zamierzano ich rozłączyć. Jeżeli tak, nie mieliby już nigdy możliwości porozmawiania z sobą.

Wobec tego Dick Sand, na nic już nie zważając, szybko podszedł do starego Toma i jego towarzyszy, ze słowami:
- Przyjaciele moi, Herkules, za pośrednictwem Dinga przysłał mi krótki list, w którym zawiadomił mnie, że szedł bez przerwy za karawaną. Harris i Negoro uprowadzili panią Weldon wraz z małym Jankiem i kuzynem Benedyktem. Dokąd?... Nie wiem. W Kassande, jak mi się zdaje, ich nie ma. Nie upadajcie na duchu i bądźcie zawsze gotowi, a może przyjdzie wyzwolenie.
- A Noon? - zapytał stary Tom.
- Nie żyje.
- Pierwsza z nas...
- I ostatnia, ponieważ my...

W tej samej chwili ktoś uderzył Dicka po ramieniu, a następnie usłyszał on słowa wypowiedziane dobrze znanym mu głosem:
- A, mój młody przyjaciel, jeżeli się nie mylę? Jestem bardzo szczęśliwy ze spotkania.
Dick Sand odwrócił się gwałtownie i ujrzał Harrisa.

Krew uderzyła mu do głowy.
- Gdzie jest pani Weldon? - zawołał.
- Ach, Boże! - pełnym smutku głosem odpowiedział Harris. - Biedna matka nie mogła przeżyć trudów podróży...
- Umarła!? - głosem pełnym rozpaczy zakrzyknął Dick. - A mały Janek?
- On pierwszy opuścił ten świat, a jego śladem podążyła matka.

Tak więc Dick utracił wszystko, co kochał na tej ziemi. Uczucie zemsty jak czerwona mgła ogarnęło całe jego ciało. Zanim ktokolwiek mógł przewidzieć jego ruch, Dick rzucił się na Harrisa, wyrwał mu nóż zza pasa i wbił w jego pierś aż po rękojeść.
- Przekleństwo! - zdołał krzyknąć Amerykanin, padając na ziemię.

Ręka Dicka zadała mu cios śmiertelny.



Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

<< wstecz 1 2


w Foto
15 letni kapitan
WARTO ZOBACZYĆ

Szkocja: Powrót do Argyll I
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

HAW 4; Hana Road
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl