HAWAJE
23:37
CHICAGO
03:37
SANTIAGO
06:37
DUBLIN
09:37
KRAKÓW
10:37
BANGKOK
16:37
MELBOURNE
20:37
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Dzieci kapitana Granta » DkG 65; Skąd się wziął Duncan przy wschodnim brzegu Nowej Zelandji
DkG 65; Skąd się wziął Duncan przy wschodnim brzegu Nowej Zelandji

Juliusz Verne


Ten żart dobił biednego geografa; śmiech homeryczny ogarnął całą załogę; Paganel jak szalony biegał tam i na powrót, trzymając się rękoma za głowę i wyrywając sobie włosy. Nie wiedział ani co robi, ani co zamierza. Zeszedł machinalnie po drabinie, prowadzącej na dolny pomost, kręcił się tam bez celu i bez myśli, po czem wszedł znów na górny pokład od przodu okrętu. Nogi zaplątały mu się w pęku lin i potknął się, a upadając, schwycił rękoma za jakiś sznur. Nagle rozległ się huk. Z przodu okrętu padł wystrzał armatni, a grad kartaczów posiekł spokojne fale. To biedny Paganel uchwycił za sznur od nabitej armaty i wywołał wybuch zapału piorunującego. Geograf przewrócił się na drabinkę i spadł przez otwór, wiodący do izby majtków.


Po zdziwieniu, wywołanem hukiem, nastąpił okrzyk przerażenia; zdawało się, że nie obeszło się bez nieszczęścia. Dziesięciu majtków pobiegło na dół i wyniosło Paganela skulonego. Nie mógł już mówić. Przeniesiono go do kajuty kapitana; wszyscy byli w rozpaczy. Major, zawsze gotów w ważnych okolicznościach nieść pomoc lekarską, chciał rozebrać Paganela, aby go opatrzeć. Lecz zaledwie dotknął pozornie umierającego, ten wzdrygnął się, jakby uderzony prądem elektrycznym.
- Nigdy, nigdy! - zawołał, osłaniając się poszarpanemi sukniami i zapinając guziki z dziwnym pośpiechem.
- Ależ, Paganelu! - mówił major.
- Powiadam, że nie!
- Trzeba obejrzeć...
- Nie pozwolę oglądać.
- Możeś złamał... - mówił Mac Nabbs.
- Naturalnie, że złamałem - odpowiedział Paganel, powstając - ale to, co złamałem, naprawi cieśla!
- Cóż to takiego?
- Jedną z podpór pomostu: złamałem ją, upadając!

Ogólnym śmiechem powitano taką odpowiedź, gdyż dowodziła, że Paganel wyszedł zdrów i cały z awantury z armatą.
- W każdym razie dziwnie jest wstydliwy nasz geograf - mruknął major.

Paganel, przyszedłszy do siebie po tych przygodach, musiał odpowiedzieć na pytanie, którego nie mógł uniknąć.
- Teraz pomówmy szczerze, Paganelu - rzekł Glenarvan. - Przyznaję, że twoja omyłka wyszła nam na dobre, bo inaczej Duncan dostałby się w ręce zbrodniarzy, a my w ręce Maorysów! Ależ na miłość Boską! Jakim dziwnym kierunkiem myśli, przez jaki niesłychany obłęd umysłu doszedłeś do tego, żeby napisać Nowa Zelandja, zamiast Australja?
- Et, do wszystkich!... - zawołał Paganel - to...

Lecz w tejże samej chwili oczy jego spostrzegły Marję i Roberta i wstrzymał się nagle, potem zaś rzekł:
- Co chcesz, kochany Glenarvanie! Jestem warjat, głupiec postrzelony, istota niepoprawiona i umrę już w skórze najsławniejszego roztrzepańca.
- Jeżeli cię z niej tylko nie obedrą - odezwał się major.
- Mnie obedrzeć ze skóry! - krzyknął rozgniewany geograf. - Czy to nie aluzja?
- A jakaż by to miała być aluzja, Paganelu? - pytał Mac Nabbs głosem spokojnym.

Na tem skończyła się rozprawa. Powód obecności tutaj Duncana odkryto, a podróżni tak cudownie uratowani myśleli już tylko o tem, żeby się dostać do swoich wygodnych kajut i zjeść śniadanie. Wszyscy rozeszli się, ale Glenarvan i John Mangles pozostali - chcieli bowiem czegoś więcej się dowiedzieć.
- A teraz powiedz mi, stary - mówił Glenarvan do Austina - czy nie wydał ci się dziwnym ten rozkaz krążenia przy brzegach Nowej Zelandji?
- Istotnie, bardzo mi się zdawał dziwnym - odpowiedział Austin. - Ponieważ jednak, choć mnie zdziwił, nie mam zwyczaju roztrząsać dawanych mi rozkazów, byłem mu więc posłuszny. I nie mogłem postąpić inaczej, bo gdyby z tego wynikło co złego, byłbym winnym. Czybyś inaczej postąpił, kapitanie?
- Tak samo jak ty, Tomie - odpowiedział John Mangles.
- A cóżeś myślał sobie? - pytał Glenarvan.
- Myślałem, że to w interesie Henryka Granta kazano mi tam jechać. Sądziłem, że wskutek nowych kombinacyj popłyniecie państwo do Nowej Zelandji i że mam was czekać na wschodnim brzegu tej wyspy. Gdym odpływał z Melbourne, nikt nie wiedział o przeznaczeniu okrętu; załoga dowiedziała się dopiero wówczas, gdyśmy wyszli na pełne morze i gdy Australja znikła nam z oczu zupełnie. Co zresztą nabawiło mnie niemałego kłopotu!
- Jakiego kłopotu? - badał Glenarvan.
- Oto - odpowiedział Austin - gdy kwatermistrz Ayrton dowiedział się nazajutrz o kierunku Duncana i jego przeznaczeniu...
- Ayrton! - zawołał Glenarvan - więc on jest tutaj?
- Jest na rozkazy Waszej Dostojności.
- Ayrton tutaj! - powtarzał Glenarvan, patrząc na Johna.
- To zrządzenie Boże! - szepnął młody kapitan.

I w jednej chwili z szybkością błyskawicy przesunęło się przed oczyma obu tych ludzi postępowanie Ayrtona; ta długo przygotowywana zdrada, zranienie Glenarvana, napad na Mulradyego, nędza wszystkich zatrzymanych wśród bagien Snowy - słowem, wszystkie sprawki tego nędznika. I oto teraz, dziwnym zbiegiem okoliczności, zbrodniarz dostał się w ich ręce!
- Gdzież on jest? - spytał żywo Glenarvan.
- W jednej z kajut od przodu okrętu, pod strażą - odpowiedział Tom Austin.
- Dlaczego pod strażą?
- Bo gdy dowiedział się, że statek płynie do Nowej Zelandji, zaczął się pienić ze złości, chcąc zmusić mnie do zmienienia kierunku drogi; odgrażał mi się i pobudzał załogę do buntu. Zrozumiałem, że to niebezpieczny ptaszek, i musiałem się mieć na ostrożności.
- A jakże się sprawia od tego czasu?
- Siedzi w swojej kajucie, nie starając się nawet wyjść z niej.
- To dobrze.

Właśnie w tej chwili zawołano ich na śniadanie, a potrzebowali go bardzo, zajęli więc swoje miejsca u stołu, nie wspominając nic o Ayrtonie. Ale gdy po skończonem śniadaniu wszyscy pokrzepieni zebrali się na pokładzie, Glenarvan doniósł im, że kwatermistrz jest na okręcie i oznajmił zarazem, że każe go przywołać.
- Zwolnij mnie od obecności przy tem badaniu - prosiła lady Helena. - Wierz mi, kochany Edwardzie, że widok tego człowieka niezmierną zrobi mi przykrość.
- To będzie konfrontacja - odpowiedział Glenarvan - i proszę cię, Heleno, pozostań. Niech Ben- Joyce spojrzy oko w oko wszystkim swym ofiarom.

Lady Helena przychyliła się do żądania męża i siadła z Marją obok Glenarvana, przy którym zajęli też miejsca: major, Paganel, John Mangles, Robert, Wilson, Mulrady i Olbinet - wszyscy, których zbrodniarz zdradził tak niegodziwie. Cała załoga, nie rozumiejąc znaczenia sceny, mającej się odbyć, stała w najgłębszem milczeniu.
- Niech się tu stawi Ayrton - rzekł Glenarvan.

Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

<< wstecz 1 2


w Foto
Dzieci kapitana Granta
WARTO ZOBACZYĆ

Kory drzew świata
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

ZIM 9; Spacer z lwami
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl