HAWAJE
05:54
CHICAGO
09:54
SANTIAGO
12:54
DUBLIN
15:54
KRAKÓW
16:54
BANGKOK
22:54
MELBOURNE
02:54
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Dzieci kapitana Granta » DkG 30; Zakłady Jakóba Paganela z majorem Mac Nabbsem
DkG 30; Zakłady Jakóba Paganela z majorem Mac Nabbsem

Juliusz Verne


Dnia 7 - go grudnia kominy Duncana sapały już o trzeciej godzinie z rana; podniesiono kotwicę, wprawiono w ruch śrubę i jacht wypłynął na pełne morze. Gdy podróżni wyszli o ósmej godzinie na pomost, już wyspa Amsterdam niknęła we mgle widnokręgu. Był to ostatni przystanek na drodze po trzydziestym siódmym równoleżniku i już tylko trzy tysiące mil (1300 lieues) pozostawało do wybrzeży australskich. Duncan, dla dotarcia do swego celu, potrzebował nie więcej, niż dwanaście dni pogody i przyjaznego wiatru zachodniego.

Marja Grant i Robert nie bez wzruszenia spoglądali na wody, które okręt Britannia pruł zapewne na kilka dni przed swem rozbiciem. Może w tem właśnie miejscu nieszczęśliwy kapitan Grant walczył z groźnemi huraganami oceanu Indyjskiego i pędzony był ku brzegom siłą nieprzepartą. John Mangles wskazywał prądy, oznaczone na kartach, objaśniając zarazem stały ich kierunek. Jeden, na przykład, z takich prądów, panujący na oceanie Indyjskim, pędzi ku lądowi australijskiemu, a jego działanie czuć się daje od zachodu ku wschodowi na oceanie Spokojnym, również jak i na Atlantyku. Tak więc Britannia, pozbawiona masztów i steru, to jest bezbronna wobec gwałtowności nieba i morza, musiała posuwać się ku brzegom, o które się rozbiła.


Jednakże nastręczała się tu pewna zagadka. Ostatnie wiadomości o kapitanie Grant były z Callao, 30- go maja 1862 r., według Mercantile and Shipping Gazette. Jakżeż więc 7- go czerwca, czyli w ośm dni po opuszczeniu wybrzeża Peru, Britannia mogła znajdować się na oceanie Indyjskim? Paganel, zapytany w tym względzie, dał odpowiedź mogącą zaspokoić najbardziej nawet wymagających. Było to wieczorem dnia 12- go grudnia, czyli sześć dni po odjeździe z wyspy Amsterdam. Lord i lady Glenarvan, Robert i Marja Grant, kapitan John, Mac Nabbs i Paganel rozmawiali, siedząc na wyższym pomoście. Według zwyczaju, mówiono o Britannii, bo o niczem więcej na pokładzie jachtu nie myślano. Otóż wtedy to właśnie wyłoniła się trudność wspomniana, a rozwiązano ją tak, że wszystkie umysły znowu do błogiej wróciły nadziei.

Paganel na uwagę, niespodziewanie przez Glenarvana rzuconą, podniósł żywo głowę. Potem, nic nie odpowiadając, poszedł po dokument. Za powrotem wzruszył tylko ramionami, jak człowiek wstydzący się, że choć na chwilę mogła go zatrzymać taka bagatela.
- Ależ, kochany przyjacielu - rzekł Glenarvan - odpowiedzże nam coś przynajmniej.
- Przeciwnie - odrzekł Paganel - ja tu zadam pytanie, i zwrócę je wyłącznie do kapitana Johna.
- Słucham cię, panie Paganel - powiedział John Mangles.
- Czy dobry i zdolny do szybkiej podróży okręt może w ciągu jednego miesiąca przebyć całą część Oceanu Spokojnego pomiędzy Ameryką i Australją?
- Tak jest, robiąc po dwieście mil na dobę.
- I czy taki bieg jest nadzwyczajny?
- Bynajmniej. Klippery żaglowe często z większą posuwają się szybkością.
- Otóż - mówił Paganel - zamiast czytać „7- go czerwca” na dokumencie, przypuśćmy, że woda morska wygryzła jedną cyfrę z tej daty - i czytajmy „17- go czerwca” lub „27- go czerwca”, a wszystko się od razu wyjaśni.
- W rzeczy samej - zauważyła lady Helena - od 31- go ma ja do 27- go czerwca...
- Kapitan Grant mógł przebyć ocean Spokojny i znaleźć się na morzu Indyjskiem.

Odpowiedź Paganela przyjęli wszyscy z żywem zadowoleniem.
- Jeszcze więc jedna zagadka wyjaśniona! - zawołał lord Glenarvan - i to dziki biegłości naszego przyjaciela. Pozostaje nam więc tylko dotrzeć do Australji i na zachodnim jej brzegu szukać śladów Britannii.
- Albo na brzegu wschodnim - dodał John Mangles.
- Istotnie, masz słuszność, kapitanie; nic w dokumencie nie wskazuje, czy wypadek zdarzył się na brzegu wschodnim czy też zachodnim. Poszukiwania nasze zatem muszą zwrócić się do obu tych punktów Australji, przeciętych trzydziestym siódmym równoleżnikiem.
- Więc milordzie - odezwała się Marja Grant - jest wątpliwość w tym względzie?
- Och! nie, miss - pośpieszył z odpowiedzią John Mangles, pragnąc przede wszystkiem uspokoić biedne dziewczę. - Wasza Dostojność zechce zwrócić uwagę, że gdyby kapitan Grant przybił do wschodniego brzegu Australji, to byłby natychmiast znalazł pomoc i opiekę. Całe to wybrzeże, można powiedzieć, jest angielskie i zaludnione przez kolonistów. Osada Britanii nie potrzebowałaby przewędrować nawet dziesięciu mil dla spotkania się ze swymi rodakami.
- Wybornie mówisz, kapitanie - potwierdził Paganel. - Na brzegu wschodnim, czy to w przystani Twofold, czy w mieście Eden, Harry Grant znalazłby nie tylko schronienie w jednej z kolonij angielskich, ale nawet nie zabrakłoby mu tam środków do powrócenia do Europy.
- A zatem - rzekła lady Helena - rozbitkowie nie mogli znaleźć tych samych środków i ułatwień w tej części Australji, ku której obecnie płyniemy?
- Nie, pani - odpowiedział Paganel - brzeg ten jest pusty i bezludny. Żadna droga komunikacyjna nie łączy go z Melburnem ani Adelajdą i jeśli tu Britannię zapędziła burza, to okręt mógłby być pozbawiony wszelkiej pomocy, tak samo, jak gdyby się rozbił na niegościnnych brzegach Afryki.
- Ależ w takim razie - rzekła Marja Grant - cóżby się stało z moim ojcem od dwu lat?
- Kochana Marjo - odpowiedział Paganel - jesteś przekonana, jak sądzę, że kapitan Grant dostał się na ląd australijski po utracie swego okrętu?
- Tak jest, panie Paganel.
- A więc idzie o to, co się mogło stać z kapitanem Grantem, gdy już był na lądzie? Można tu przypuścić trzy przypadki: albo Harry ze swymi towarzyszami dostał się do kolonij angielskich, albo wpadł w ręce krajowców, albo nareszcie zabłąkał się wśród ogromnych pustyń australijskich. Co do pierwszego przypuszczenia, to stanowczo je odrzucam. Harry Grant nie mógł się dostać do kolonij angielskich, bo znalazłby był pomoc niezawodną i od dawna już byłby przy swych dzieciach w poczciwem swem mieście Dundee.
- Biedny ojciec - szepnęła Marja Grant - od dwu lat z nami rozłączony!
- Pozwól, siostro - przerwał Robert - mówić dalej panu Paganelowi, on nam wyjaśni...
- Niestety, mój chłopcze, wszystko, co mogę przypuszczać, jest chyba to, że kapitan Grant dostał się do niewoli u Australczyków, lub...
- Ależ ci krajowcy - żywo wtrąciła lady Glenarvan - czy nie są czasem?..
- Uspokój się, pani - przerwał Paganel, zgadujący myśl lady Heleny - ci krajowcy są wprawdzie dzikusami nieokrzesanymi, stojącymi na ostatnim szczeblu inteligencji, ale obyczajów łagodnych i nie krwiożerczy, jak ich sąsiedzi z Nowej Zelandji. Jeśli wzięli do niewoli rozbitków z Britanji, to ręczę, że nigdy życiu ich nie zagrażali. Wszyscy podróżnicy zgadzają się na to, że Australijczycy mają wstręt do rozlewu krwi, a nawet nieraz świadczą, że znajdowali w nich wiernych sprzymierzeńców przeciwko bandom skazańców, zbiegłych z miejsca zesłania.
- Słyszysz, co mówi pan Paganel? - rzekła lady Helena, zwracając się do Marji Grant. - Jeśli twój ojciec znajduje się w ręku krajowców, co przynajmniej dokument potwierdzać się zdaje, odszukamy go i...
- A jeśli się zabłąkał w tym ogromnym kraju? - spytało dziewczę, patrząc badawczo w twarz Paganela.
- To i tak - zawołał geograf z zupełnem przekonaniem - znajdziemy go, nieprawdaż, moi przyjaciele?
- Bez wątpienia - odezwał się Glenarvan, chcąc rozmowie nadać inny tok, mniej posępny. - Nie przypuszczam, aby się można zabłąkać?...
- Czy rozległa jest Australja? - zapytał Robert.
- Australja, mój chłopcze, ma coś około siedmiuset siedmdziesięciu pięciu miljonów hektarów rozległości, czyli jest tak wielka, jak cztery piąte Europy.
- Tak wielka? - zauważył Mac Nabbs.
- Tak, tak, kochany majorze; prawie co do jarda, i sam przyznasz, że kraj podobny ma już prawo nazywać się „lądem” - jak go nasz dokument oznacza!
- Niezawodnie, panie Paganel.
- Dodam jeszcze - mówił dalej uczony - że niewielu istnieje podróżników, którzy by zabłąkali się w tym rozległym kraju. Zdaje mi się, że Leichardt jest może jedynym, o którego losach nic niewiadomo; a i o nim już mówiono w Towarzystwie Geograficznem, przed samym moim wyjazdem, że podobno Mac Intyre trafił na jego ślady.
- Czy Australja nie cała jest znana? - spytała lady Glenarvan.
- Nie, pani - odpowiedział Paganel - ląd ten nie więcej jest znany, niż wnętrze Afryki; ale bynajmniej nie dla brak tu odważnych i poświęcających się podróżników. Od 1606 do 1862 roku przeszło pięćdziesięciu ich pracowało nad zbadaniem wnętrza i wybrzeży Australji.
- Och, czyżby pięćdziesięciu! - rzekł major z niedowierzaniem.
- Tak, panie Mac Nabbs! Właśnie tylu. Oczywiście, mówię tu o marynarzach, którzy oznaczyli wybrzeża Australji śród niebezpieczeństw żeglugi po wodach nieznanych, i o podróżnikach, którzy puścili się w poprzek tego wielkiego lądu.
- Nawet i w takim razie pięćdziesięciu, to chyba zanadto.
- Posunę się jeszcze dalej, panie Mac Nabbs - ciągnął geograf, zapalając się w miarę, jak mu zaprzeczano...
- Słucham, co mi powiesz więcej, panie Paganel.
- Jeśli wątpisz, jeśli mi nie wierzysz, jednym tchem wymienię ci te pięćdziesiąt nazwisk.
- Och! och! - zaśmiał się flegmatycznie major. - Ci uczeni o niczem nie wątpią w swej zarozumiałości.
- Majorze - krzyknął Paganel - załóż się o twój karabin Purdey Moore and Dickson - a ja stawiam moją lunetę Secretana.
- I owszem, panie Paganel, jeśli ci to zrobi przyjemność - odpowiedział Mac Nabbs.
- Słowo, majorze! - zawołał mędrzec. - Trzymam cię za słowo i ręczę, że karabinem twoim nie zabijesz już więcej ani jednego lisa, ani jednej kozy, chyba, że ci go pożyczę na co zresztą zawsze liczyć możesz.
- Panie Paganel - odparł poważnie major - moja luneta będzie zawsze na twe rozkazy, ile razy tego zażądasz.
- Zaczynajmy więc - napierał Paganel. - Panowie i panie, biorę was za sędziów; a ty Robercie będziesz liczył wymieniane przeze mnie nazwiska.

Lord i lady Glenarvan, Marja i Robert, major i John Mangles, których bawiła i żywo zajmowała ta sprzeczka, gotowi byli słuchać Paganela; szło zresztą o Australję, ku której niósł ich Duncan, a historja jej nie mogła nie być zajmująca. Proszono więc Paganela, aby zaczął składać dowody swej pamięci.
- Mnemozyno - zawołał geograf - ty bogini pamięci, matko muz czystych, natchnij twego wiernego i gorliwego sługę! - Po tym wstępie, tak rzecz swą rozpoczął:
- Przed dwustu pięćdziesięciu ośmiu laty Australja nie była jeszcze znana.

Domyślano się istnienia jakiegoś wielkiego lądu; dwie karty geograficzne, zachowane w bibljotece waszego Muzeum Brytyjskiego, a pochodzące z 1550 roku, wspominają o ziemi na południe od Azji leżącej, nazywając ją Wielką Jawą Portugalską. Lecz karty te nie są autentyczne - przechodzę więc do XVII wieku. W roku 1606 żeglarz hiszpański, niejaki Quiros, odkrył ziemię, którą nazwał Australja Espiritu Santo. Niektórzy autorowie twierdzili, że to była gromada Nowych Hebrydów, nie zaś Australja. Nie myślę tu rozstrzygać sporu. Policz, Robercie, tego Quirosa i przejdźmy do następnego.
- Jeden! - rzekł Robert.
- W tymże samym roku Luiz Vaz de Torres, porucznik floty tego samego Quirosa, posunął się dalej na południe, dla zwiedzenia ziem nowo odkrytych. Dopiero jednak Holendrowi, Teodorowi Hertoe, przypada zaszczyt dokonania wielkiego odkrycia. Wylądował on przy zachodniem wybrzeżu Australji, pod 25° szerokości, i nadał jej nazwisko swego okrętu, Eendracht. Po nim widzimy coraz większą liczbę żeglarzy w tych stronach. W 1618 r. Zeachen zwiedził na wybrzeżu północnem ziemię Arnheim i Diemen. W 1619 Jan Edels chrzci swem nazwiskiem część wybrzeża zachodniego. W 1622 Leuwin dociera aż do przylądka, który nosi dotąd jego nazwisko. W 1627 Nuitz i Witt, jeden na zachodzie, drugi na południu, uzupełniają odkrycia swych poprzedników i torują drogę komendantowi Carpenterowi, który ze swemi okrętami wpływa do obszernej zatoki, noszącej także jego nazwisko. Nareszcie w 1642 roku sławny marynarz Tasman opływa wyspę Van- Diemen, o której mniemał, że przylega do lądu, i nadaje jej nazwisko gubernatora generalnego Batawji - lecz wdzięczna potomność przezwała ją Tasmanją. W ten sposób ląd australijski opłynięto dokoła i dowiedziano się, że otaczają go oceany: Spokojny i Indyjski, a w 1665 r. nazwano tę wielką wyspę Nową Holandją.


Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

1 2 dalej >>


w Foto
Dzieci kapitana Granta
WARTO ZOBACZYĆ

Dzieci świata - małe i duże
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

HAW 2; Wulkan Puukukui
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl